Duży udział miała w sukcesie filmu muzyka, ale równie interesująca okazuje się historia artysty, który ją tworzył. Artysty, który w Stanach Zjednoczonych sprzedał tylko sześć egzemplarzy swojej płyty.
Tymczasem w RPA odnosił ogromne sukcesy, szkoda tylko, że o nich nie wiedział. Co więcej, jego niezliczona rzesza fanów niewiele wiedziała o swoim idolu. Zastanawiali się więc kim jest ów Rodriguez podpisany na okładce? Co się z nim dzieje obecnie? Wyszukane mity o śmierci nie wystarczają wszystkim. „Sugar Man” to opowieść o poszukiwaniach muzyka, który w RPA – choć nikt nie miał zielonego pojęcia kim on jest – paradoksalnie odniósł większy sukces niż Elvis Presley czy Rolling Stones.
Autorzy filmu wiedzą, że nie wystarczy mieć dobrą historię. Trzeba ją jeszcze dobrze ubrać w ruchome obrazki. Czynią to wyśmienicie. W wyrafinowany sposób pozwalają sobie na wmontowywanie piosenek z repertuaru Rodrigueza, dbając, aby stawały się równocześnie komentarzem do danego fragmentu opowieści. Potrafią także na różne sposoby prowadzić kamerę, co czyni film przemyślanym pod względem formy i niebanalnym wizualnie. Dodają również dobrane  słownictwo do wyobrażenia sobie danego miejsca i zapachów. Jednak na największą uwagę należy poświęcić znakomitemu przedstawieniu   filmu dokumentalnego.